niedziela, 2 kwietnia 2017

Scott Test Tour Włocławek + gleba


Nie wiem czemu, ale piszę ten post dopiero tydzień po całym wydarzeniu. Może to przez emocje jakie towarzyszyły całemu wydarzeniu. Może to przez to że w zeszłą niedzielę troszkę mnie ręka bolała :P

A bolała, i nieco pobolewa jeszcze dziś, nie mniej jednak efekty testowania najnowszych rowerów Scotta jeszcze są na mnie widoczne. Bo tak się właśnie kończy wsiadanie na fulla w dodatku na plusowych oponach gdy na co dzień jeździ się hardtailem, #hardtaillife i te sprawy :)

Co jak co ale mimo mojej nie słabej gleby całe testy wspominam miło. Mnóstwo świetnych rowerów do przetestowania, troszkę pracy przy przygotowywaniu rowerów do jazdy i całkiem dobra pogoda w niedzielę. Jakbym jeszcze nie pocałował ziemi to by było w ogóle super. Może powinienem pójść na szosę tak jak to zrobiłem w sobotę. A przyznam że mimo silnego wiatru i nie do końca przyjemnej pogody (cały czas zbierało się na deszcz), na Scott-cie Foilu Team Issue jechało się całkiem przyjemnie. A chłopaki trzymali niezłe jak na mnie tempo. Nie wiem czy to zasługa full carbon pr0 aer0 road bike :) czy po prostu chęci dorównania tempa reszcie ekipy.

Najważniejsze jest jednak to że silny wiatr dał mi przynajmniej do zrozumienia z czym wiążą się wysokie stożki kół szosowych. Teraz wiem że nie warto. Boczne podmuchy były jak dla mnie ledwo do utrzymania, tym bardziej na moście, na którym jak wiadomo zawsze wieje podwójnie. Reszta pro aero bajerów bardzo spoko. Po za tym przejechałem się na nieco mniejszym rozmiarze niż Roubaix którym miałem, mam i będę miał przyjemność jeszcze jeździć. I w sumie stwierdzam że rozmiar 52 to jest to w co będę musiał mniej więcej celować przy kupnie pierwszej szosy. Oczywiście porównam sobie jeszcze dokładnie różne geometrie, a i tak kupię to co będzie używane w dobrej cenie :)

Po za tym zobaczyłem że po drugiej stronie Wisły można dobrze pojeździć na szosie. Tego też się spodziewałem. Ale warto przekonać się na własnej skórze że w razie co warto się wybierać pojeździć właśnie tam.

Drugi dzień testów stanął u mnie pod znakiem MTB, podobno tego bardziej prawdziwego bo na fullach a nie HT :P
Pierwsza jazda asekuracyjnie elektrykiem bo po relacji Artura wolałem być ostrożny. A okazało się po prostu jak zwykle że to Artur przesadzał i chłopaki nie trzymali jakiegoś chorego tempa na podjazdach, a po prostu dwa lata odstawki od roweru zrobiły w Artura kondycji "lekkie spustoszenie". Po za tym cały zachrypnięty i mówiący niczym Darth Vader wolałem oszczędzać zdrowie. Okazało się jednak że na elektryku jest tak łatwo że aż nie czuć że to rower i że napędzany jest siłą naszych mięśni. Nawet na najniższym poziomie wspomagania dało się podjechać pod wszystko. Bajer fajny, ale tak na prawdę ile to ma wspólnego z ideą rowerowania. Tym bardziej dla młodego i w miarę zdrowego człowieka. Z drugiej strony jeśli ktoś ma nie dać rady, to chyba lepiej żeby mógł pojeździć z obciążeniem dostosowanym do swoich możliwości. Co innego że dzisiejsze napędy z kasetami 10-50T dają takie spektrum momentu obrotowego że nie jestem pewien czy dla nawet średniaka z dolnej półki (takiego jak ja) potrzebny jest do czegokolwiek rower ze wspomaganiem.

Ja jednak pozostałbym wierny stwierdzeniu że "jeśli nie podjedziesz pod górę to nie jesteś godzien z niej zjechać"

Ostatni przejazd całego test touru był jednak chyba najciekawszy. Tym razem stwierdziłem że skoro na elektryku zabawa w enduro była lajtowa to na normalnym rowerze nie będzie jakoś specjalną katorgą dla moich nóg. Tym bardziej że już zdałem sobie sprawę z tego że Artur mocno zdziadział :D

Nie wiem czy byłby lajtowy bo nie ukończyłem całego przejazdu testowego. Dla mnie jazda skończyła się niestety po dosyć mocnej glebie na prawy bark. Mimo iż zanim wszystko spuchło mogłem na spokojnie jechać, a nawet twierdziłem że oblecę sobie jeszcze hopy na testowym Geniusie 700 Plus Tuned. W sumie to pewnie bym jeszcze wszystko obleciał gdyby nie kolejna gleba. Tym razem na szczęście nie moja, ale zakończona złamaniem i przyjazdem karetki. W tym momencie zglebiony ja stwierdziłem że może lepiej bardziej nie forsować mocno obitego barku i dać na luz.



Teraz tydzień po glebie nic już prawie nie boli, siniak już mocno żółty, otarcia prawie całe zagojone. Czyli chyba nic jednak nie pękło. Jeszcze tydzień luzu i można będzie spokojnie latać hopy. Póki co i tak muszę złożyć to co rozebrałem z roweru.


Także tegoroczne testy Scotta wspominam całkiem dobrze, nie tylko ja, bo i wiele osób przekonało się o tym że rower to maszyna idealnie stworzona do lasu, a także o tym że kask to jednak nie jest tak sobie na tej głowie do przystrojki. Zarówno ja i Błażej mocno przywaliliśmy głowami w ziemię. Na szczęście wszyscy mieli na głowie kaski i głowy są całe. Co innego kończyny :P

Ja jednak jak na złość niektórym wychwalaczom fulli przekonałem się że zostaję przy HT, nie wiem czy to po prostu u nas w płaskim jak stół Włocławku nie czułem znaczącej różnicy na plus dla pełnego zawieszenia, czy po prostu jestem jakiś dziwny i lubię pewniejszy feeling roweru kosztem twardszych lądowań. A może po prostu nie wiem co dobre i jestem freeridowym oldschoolowcem :)

Tutaj jeszcze krótki filmik zmontowany przez Marka z ostatniego dnia testów.




I na koniec jeszcze kilka lokalnych fotorelacji, na których można zobaczyć nie tylko mnie jak przykręcam pedały:

 - Facebook
 - NaszeMiastoWłocławek
 - Q4 - Włocławski Portal Internetowy


2 komentarze:

  1. W takim razie szybko wracaj do zdrowia i daj z siebie wszystko następnym razem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie muszę dawać z siebie wszystkiego bo się nie ścigam, i raczej nie mam zamiaru :P A łapa już prawie nie boli :)

      Usuń